sobota, 1 października 2011

Little Havana - dzielnica kubańska

W całym Miami mieszka bardzo dużo Kubańczyków, ale ich największa dzielnica to Little Havana (po hiszpańsku La Pequeña Habana). A główna aleja to Calle Ocho (dosłownie ósma ulica). Kubańczycy zaczęli przybywać do Miami na początku lat 60. Wtedy byli to głównie uchodźcy polityczni, nieźle wykształceni ludzie. Z tego co słyszałem większość z nich bardzo dobrze się tu ustawiła od tego czasu. Była też druga duża fala emigracji nazywana tutaj Mariel Boatlift w latach 80. W wielkim skrócie Fidel Castro pozwolił wyjechać z Kuby różnego rodzaju kryminalistom albo chorym psychicznie, krótko mówiąc pozbył się ich z kraju. Ale to dosyć drażliwy temat w Miami więc nie będę go drążył. Jak ktoś chce się więcej dowiedzieć to polecam obejrzeć Scarface. Prawdziwy klasyk. Akcja toczy się właśnie w tych czasach.

Tyle historii. Teraz Calle 8 to duża atrakcja turystyczna. Dojazd z centrum Miami jest bardzo wygodny. Mniej więcej co 20 minut można złapać autobus. Architektura na pewno nie jest największa atrakcją tego miejsca. Jak podobnie w całym Miami. Ale bardzo ciekawi są mieszkający tam ludzie. W sklepach i na ulicy słyszy się prawie tylko hiszpański. W wielu miejscach można zjeść prawdziwe kubańskie dania. Obiadu nie polecam bo dania wyglądały tak sobie. Najkrócej bym to określił jako rozgotowany kurczak albo jakieś inne mięso. Może i dobre, ale nie ryzykowałem. Za to mają świetne kanapki medianoche. Po hiszpańsku to znaczy północ. Nazwa pewnie wzięła się stąd, że można ją sobie przekąsić na “małego głoda” późną porą. Robi się to z pieczywa podobnego do bagietki, sera i szynki. Potem jeszcze zapiekają to wszystko w piekarniku. Dobre, niedrogie i można się najeść. Do tego warto zamówić kubańską kawę cafecito, wyglądem i mocą przypomina espresso.

Oprócz restauracji jest dużo warzywniaków, sklepów z muzyką i pamiątkami i sklepy albo wręcz małe fabryczki cygar. Poza tym Little Havana to centrum życie kulturalnego i politycznego dla Kubańczyków. Nadal mają tam ostry reżim Castro dlatego istnieje coś na kształt rządu na uchodźtwie. W każdy ostatni piątek miesiące odbywa się tu viernes culturales (hiszp. kulturalne piątki). Nie miałem okazji jeszcze zobaczyć tego, ale wtedy jest podobno dużo muzyki na ulicach, można potańczyć albo kupić trochę sztuki. Mi osobiście bardzo spodobał się taki mały parczek, gdzie wszyscy dziadkowie grają w domino.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz