piątek, 20 stycznia 2012

Szalone kilka tygodni

Witam ponownie. Miałem małą przerwę w blogowaniu spowodowaną głównie spotkaniem z moimi ekwadorskimi znajomymi. Bardzo chcieli mi pokazać jak najwięcej Ekwadoru. Zaczęliśmy w górskiej miejscowości Zaruma. To wyjątkowo pięknie położona miejscowość. Praktycznie na szczycie góry. Jeszcze nigdy nie widziałem tak stromych ulic. Podobało mi się też, że praktycznie nie było turystów. Miasto bardzo chce się wypromować, np. rozdają za darmo bardzo fajne przewodniki po okolicy i wstęp do wielu atrakcji jest za darmo. Ale jeszcze nie są zbyt znani na świecie, więc czułem się trochę jak pionier:)

Widok z jeszcze wyższej góry

W Zarumie spędziliśmy w miarę spokojnie 4 dni, a potem zaczęło się szalone zwiedzanie. Napiszę tylko parę słów o każdym z miejsc, które odwiedziliśmy.

Portovelo - Ekwadorskie centrum wydobycia złota. Miasto niezbyt ładne. Jest mnóstwo dzikich kopalni typu dziura w ziemi, gdzie ludzie na małą skalę próbuję coś wydobyć. Ale wszystkie większe złoża należą do państwa.

Pinas - Kolejne miasto w górach, blisko Portovelo, ale ładniejsze. Tu spędziłem Wigilię. Siłą rzeczy nie było rodzinnej atmosfery, kolacji, tym bardziej polskich specjałów. W takich chwilach tęskni się za domem, no ale akurat na ten czas przypadła podróż. To był ostatni przystanek w górach na naszej trasie. Dobrze było trochę odpocząć od upałów. Na większych wysokościach jest maksymalnie 25 stopni, w nocy spada nawet do 10. Poza tym w tutejsze góralki to zdecydowanie najładniejsze dziewczyny w Ekwadorze.

Machala - Kolejne duże miasto. To tu są największe na świecie plantacje bananów. Widać je z drogi i przez dobrą godzinę jazdy nie ma po bokach nic, poza bananowcami. Miasto nie jest turystyczne, zdecydowanie bardziej przemysłowe.

Jambeli - Wyspa znajdująca się pół godziny motorówką od Machali. Miałem wrażenie, że jestem na końcu świata. Kilka chatek na krzyż, malutka plaża. Chyba nie zagląda tu za wiele osób. Chociaż widziałem jednego gringo z Ameryki, który tam mieszkał. Nie wiem dlaczego, ale gdybym ja chciał się ukryć, to wybrałbym takie miejsce.
Główna ulica:)
La Libertad i Salinas - W pierwszej miejscowości tylko nocowaliśmy, bo nie ma tam nic ciekawego. Ale Salinas to jeden z najbardziej znanych kurortów w Ekwadorze. My byliśmy tylko w nocy, więc na temat miasta się nie wypowiem, ale zaliczyliśmy niezłą imprezę.

Montanita - Szalone miejsce. Małe miasteczko, ale pełne dyskotek, barów, restauracji. Przyjechaliśmy 2-3 dni przed Sylwestrem, więc było trochę kłopotów ze znalezieniem noclegu i w końcu nieco przepłaciliśmy. Ale nikt nie żałował, bo świetnie się bawiliśmy. Akurat teraz, na przełomie roku, Ekwador przeżywa prawdziwą inwazję turystów z Argentyny i Chile. Podobno teraz mają tam wakacje. Moi znajomy Ekwadorczycy nie lubią tych narodów, podobno są "chłodni i zarozumiali". Ale ja się z dziewczynami dobrze dogadywałem. Jako Polak byłem dla nich egzotyczny i nawet miałem powodzenie. Zresztą wszędzie tutaj lubią Polskę z tego co widzę.

Manta - Kolejne duże miasto. Przyjechaliśmy tu, bo podobno dziewczyny są ładne. Kilka rzeczywiście było. Ale najbardziej zapamiętam miejscowy targ. Widziałem targowiska w Turcji i Egipcie, ale tu było bardziej dziko. Całość zajmuję wielki obszar. Na oko z 10 ulic co najmniej. Stragany rozstawione na chodnikach i można kupić chyba wszystko. Mięso na hakach i zawinięte w gazety, żywe zwierzęta, owoce, pirackie płyty z muzyką (po dolarze), ciuchy, zabawki,  pewnie jakby popytać to i kałasznikowa by się znalazło:) Robi wrażenie. Zdjęcia są zrobione w najbardziej eleganckiej części, gdzie była ochrona.





Guayaquil - Największe miasto w Ekwadorze. Sam bym się tu pewnie nie wybrał, ale znajomi zaprosili mnie na Sylwestra do swojej rodziny. Było super. Przyjęli mnie jak swojego. Dwa dni jedzenia i picia za darmo. Poza tym zobaczyłem, jak żyją miejscowi. Nie chcę pisać o nich źle, ale podobno gospodarze to w miarę bogaci ludzie, a w domu mieli co najwyżej średnio. Wydaje mi się, że tu mają inne poczucie estetyki. Nie dbają za bardzo o szczegóły. Np. kibel bez klapy, prysznic bez zasłony itp. Nie dlatego, że ich nie stać. Bo sprzęt muzyczny mieli super, dzieciaki bawiły się playstation. Oni chyba po prostu mają w dupie takie pierdoły. Tak mi się wydaje:)
Sylwester wygląda tu prawie jak u nas. Petardy, muzyka, dużo alkoholu. Z tym, że impreza jest na zewnątrz, gdzie jest ponad 30 stopni. Mają też jedną ciekawą tradycję. O północy palą kukły, które symbolizują stary rok. Wygląda to tak:
Kukly to najczęściej postacie z bajek lub filmów. Tu na pierwszy ogień idzie Papa Smerf
Kazda impreza ma swoja kupkę
Po Sylwestrze znajomy ruszyli w swoją stronę, a ja w swoją. Pokazali mi dużo ciekawych miejsc i cieszę się, że się spotkaliśmy. Ale praktycznie codziennie byliśmy w innym miejscu i ciągłe jazdy autobusem mocno mnie wymęczyły. Postanowiłem więc wrócić w góry i zebrać trochę siły. Pojechałem do miasta Cuenca. To trzecie co do wielkości miasto w Ekwadorze, ale nie daje tego po sobie poznać. Jest bardzo spokojnie, bezpiecznie i czysto. Budynki podobne do tych w Europie. Trochę przypomina mi mój Wrocław. Na początku musiałem odespać, ale potem zabrałem się za zwiedzanie. Najlepsze co widziałem, to park narodowy Cajas. Wspiąłem się tam na ponad 4 tyś. metrów. Ale nawet na takiej wysokości jest zielono. Tylko zimno, a na zejściu złapał mnie deszcz. Mimo wszystko, warto było dla tych widoków.
Początek trasy. Jeszce blisko miasta.

A to już najwyższy punkt

I jedno z bardzo wielu  jezior
W Cuenca spróbowałem też dość z egzotyczną potrawę ze znanego u nas z innej strony zwierzątka.
Zgadnie ktoś?

???
Kto powiedział świnka morska, ma rację. W smaku bardzo dobra, białe mięso, prawie bez tłuszczu. Podają z ostrym sosem, ziemniakami i fasolą oraz piwem.

Po Cuenca pojechałem drugi raz do Montanity. Ale w pojedynkę to nie było to samo. Ta miejscowość to przede wszystkim dyskoteki, a samotne wyjścia najczęściej są nudne. Poza tym złapałem lekkie zatrucie pokarmowe (może zemsta świnki), więc nie było to zbyt udane dni.

Teraz jestem w Puerto Lopez i to będzie najprawdopodobniej jedno z ostatnich miejsc na mojej trasie. Znalazłem bardzo ładny hotelik, naokoło jest sporo atrakcji do zaliczenia w jeden dzień. Zostały mi 3 tygodnie do wyjazdu i teraz będę głównie wypoczywał.

Pozdrawiam z Ekwadoru!!!