sobota, 22 października 2011

Florida Keys, Key West i wiadomości z Miami

Ostatnio przekonałem się, że w Miami pogoda też bywa kiepska. Prawie cały tydzień padało, zrobiło się nieco chłodniej. Oprócz kilku rozmów kwalifikacyjnych nie miałem za bardzo co robić. Ale na szczęście udało mi się wcześniej opuścić to mieszkanie, na które tak narzekałem. Współlokator oddał mi kasę, która się należała, bo znalazł nową osobę na moje miejsce. Współczuję mu. Chociaż może lepiej się dogadają. A ja wróciłem do "mojego" hostelu. Tyle tylko, że na dużo lepszych warunkach bo płacę mniej, a mam pełne wyżywienie. Jest też mniej ludzi, ale wystarczająco dużo, by nie było nudno. A na pogodę też przestałem narzekać, gdy dowiedziałem się od rodziców jak jest teraz w Polsce.

Ale dość osobistych historii. Dzisiaj opiszę moją wycieczkę na Florida Keys sprzed jakiś dwóch tygodni. Keys są najbardziej wysuniętymi na południe wyspami w USA. Znajdują się w Monroe County (county to coś jak nasz powiat). A dlaczego nie mówią na nie po prostu "islands"? Okazuję się, że key to wyspa, która jest połączona z lądem mostem lub inną drogą. I tak jest właśnie w tym przypadku. Przez 34 wysepki poprowadzona jest niewielka (jak na amerykańskie standardy) droga. Wygląda to świetnie. Jadąc, z jednej strony widzimy ocean, a z drugiej zatokę meksykańską. Zdjęcia poniżej oczywiście nie są moje, samolotem na razie nie dysponuję;)





Większość miejscowości na Keys to malutkie miasteczka albo wioski. Jakiś hotelik, przystań dla łódek, sklepik i koniec. Jak ktoś lubi spokój to byłby w raju. Największe miasto znajduję się na samym końcu. Key West też nie jest duże (niecałe 26 tyś. mieszkańców), ale można tam pochodzić parę godzin. To bardzo turystyczna miejscowość. Na każdym kroku są sklepy i restauracje. Ale nie tylko. Wygląd domów jest trochę inny niż w Miami. Są większe, starsze i jeśli się nie mylę zbudowane w stylu kolonialnym. Może ktoś mnie poprawi w razie czego:) Po ulicach chodzi też sporo kur. Chyba dzikich. To taki śmieszny element krajobrazu.

Plaża w Key West nie jest tak ładna jak w Miami Beach. Woda jest jakby mniej przejrzysta, ale przede wszystkim mówią, że jest sporo groźnych meduz. Dlatego też prawie nikt się nie kąpał, gdy tam byłem.


Jedną z największych atrakcji turystycznych jest najbardziej na południe wysunięty punkt w Stanach Zjednoczonych. Żeby zrobić zdjęcie trzeba ustawić się w kolejce.


Co ciekawe, z tego miejsca jest bliżej do Hawany niż do Miami. Ale jednak to w Miami Kubańczyków jest więcej:)

Ernest Hemingway jest chyba najbardziej znaną osobą, która mieszkała na Key West. Dziś jego dom to muzeum, jest też sporo pomników w różnych miejscach.



Z Florida Keys związanych jest też sporo historii pirackich. W XVII wieku biegł tędy hiszpańki szlak, którym transportowano mnóstwo skarbów, co przyciągało piratów. A tutejsze wody same w sobie też są bardzo niebezpieczne. Pogoda szybko się zmienia i łatwo nadziać się na mielizny i rafy. W związku z tym bardzo dużo statków poszło tu na dno. Podobno do dzisiaj po sztormie miejscowi znajdują na plaży złote monety.

Co ciekawe, znalazłem też mały polski akcent...



Wycieczka kosztowała mnie 55 dolarów. W jedną stronę jedzie się około 3 godzin, na miejscu mieliśmy 5 godzin na zwiedzanie. Dostałem też jako bonus darmową wycieczkę po Miami, ale o tym innym razem. To piękne miejsce, ale mieszkać tam bym nie chciał. Wolę większe miejscowości. Na koniec jeszcze kilka zdjęć. Pozdrowienia z Miami!

















niedziela, 9 października 2011

Przeprowadzka

Po miesiącu w hostelu postanowiłem znaleźć normalne mieszkanie. Chciałem mieć więcej spokoju i przede wszystkim płacić mniej. Tutaj szukanie pokoju do wynajęcia wygląda identycznie jak w Polsce. Wszedłem na craigslist (to jak nasze gumtree) i przez około tydzień wysyłem maile albo dzwoniłem po ludziach. Żeby nie zanudzać, w końcu trafiłem na konkretną osobę i pokój 2 osobowy. Też w Miami Beach, ale w północnej części. Do South Beach, gdzie są wszystkie atrakcje, mam pół godziny autobusem. Płacę 300 dolarów miesięcznie i w tym są już wszystkie rachunki i internet. Na standardy Miami to niezła cena. Niewiele tańszych widziałem i zwykle gdzieś daleko od centrum. Dokładnie mieszkam tu. Nadal mam blisko do plaży, ale to już nie jest dzielnica turystyczna. Mieszkają tu normalni ludzie, co jest fajne. Nie mam na razie zdjęć. Planowałem zrobić dzisiaj zanim zacznę pisać, ale akurat cały dzień pada.

Podoba mi się oczywiście to, że mam szafę i szufladę, mogę sobie sam gotować i jest dużo ciszej. Ale z drugiej strony trochę tęsknię za atmosferą hostelu. Tam ciągle coś się działo, mogłem zawsze poznać kogoś w moim wieku. Teraz dzielę pokój z jednym Meksykaninem. Strasznie dziwny człowiek. Ma 36 lat, bez pracy, bez dziewczyny. Trzyma w domu trzy koty. Cały dzień tylko ogląda telewizję albo rozmawia z kotami. A jak próbuje do mnie czasem zagadać to pieprzy jakieś bzdury bez sensu. No i najgorsze jest to, że ciągle ma do mnie pretensje, że za późno wracam do domu. Po 11 to już jest późno dla niego. No i łóżko (dokładnie to rozkładana kanapa) też nie za wygodne. Także chyba tylko miesiąc tu pomieszkam i od listopada poszukam coś nowego.

Z innych ciekawych rzeczy odwiedził mnie jeden facebookowy znajomy. Gadaliśmy trochę zanim wyjechałem z Polski. On zwiedzał wcześniej Kalifornię, a teraz przyjechał do Miami. Spoko koleś. Mam z kim wypić piwko i pouganiać się za dziewczynami:) A propos dziewczyn zaprzyjaźniłem się jeszcze w hostelu z jedną śliczną Szwedką, ale niestety już wyjechała. Szalona dziewczyna, oby takich więcej było.

Jeśli chodzi o pracę to już myślałem, ze coś znalazłem. Ale przepracowałem tylko jeden dzień dla  organizacji dobroczynnej i mi podziękowali. Pierwszy raz w życiu coś takiego mi się zdarzyło. Trudno, przynajmniej za jeden dzień zapłacą. Zaliczyłem też sporo rozmów kwalifikacyjnych, ale na razie wciąż pozostaję bezrobotny. Nie jest łatwo i czasami mnie to martwi, ale daję sobie jeszcze troche czasu tutaj.

Wczoraj byłem na Key West i i chyba o tym zrobię następny wpis. Pozdrawiam wszystkich, którzy mnie czytają!

W Miami można kupić Żywca:) A ja jako dobry ambasador Polski pokazuję go innym narodom.

sobota, 1 października 2011

Little Havana - dzielnica kubańska

W całym Miami mieszka bardzo dużo Kubańczyków, ale ich największa dzielnica to Little Havana (po hiszpańsku La Pequeña Habana). A główna aleja to Calle Ocho (dosłownie ósma ulica). Kubańczycy zaczęli przybywać do Miami na początku lat 60. Wtedy byli to głównie uchodźcy polityczni, nieźle wykształceni ludzie. Z tego co słyszałem większość z nich bardzo dobrze się tu ustawiła od tego czasu. Była też druga duża fala emigracji nazywana tutaj Mariel Boatlift w latach 80. W wielkim skrócie Fidel Castro pozwolił wyjechać z Kuby różnego rodzaju kryminalistom albo chorym psychicznie, krótko mówiąc pozbył się ich z kraju. Ale to dosyć drażliwy temat w Miami więc nie będę go drążył. Jak ktoś chce się więcej dowiedzieć to polecam obejrzeć Scarface. Prawdziwy klasyk. Akcja toczy się właśnie w tych czasach.

Tyle historii. Teraz Calle 8 to duża atrakcja turystyczna. Dojazd z centrum Miami jest bardzo wygodny. Mniej więcej co 20 minut można złapać autobus. Architektura na pewno nie jest największa atrakcją tego miejsca. Jak podobnie w całym Miami. Ale bardzo ciekawi są mieszkający tam ludzie. W sklepach i na ulicy słyszy się prawie tylko hiszpański. W wielu miejscach można zjeść prawdziwe kubańskie dania. Obiadu nie polecam bo dania wyglądały tak sobie. Najkrócej bym to określił jako rozgotowany kurczak albo jakieś inne mięso. Może i dobre, ale nie ryzykowałem. Za to mają świetne kanapki medianoche. Po hiszpańsku to znaczy północ. Nazwa pewnie wzięła się stąd, że można ją sobie przekąsić na “małego głoda” późną porą. Robi się to z pieczywa podobnego do bagietki, sera i szynki. Potem jeszcze zapiekają to wszystko w piekarniku. Dobre, niedrogie i można się najeść. Do tego warto zamówić kubańską kawę cafecito, wyglądem i mocą przypomina espresso.

Oprócz restauracji jest dużo warzywniaków, sklepów z muzyką i pamiątkami i sklepy albo wręcz małe fabryczki cygar. Poza tym Little Havana to centrum życie kulturalnego i politycznego dla Kubańczyków. Nadal mają tam ostry reżim Castro dlatego istnieje coś na kształt rządu na uchodźtwie. W każdy ostatni piątek miesiące odbywa się tu viernes culturales (hiszp. kulturalne piątki). Nie miałem okazji jeszcze zobaczyć tego, ale wtedy jest podobno dużo muzyki na ulicach, można potańczyć albo kupić trochę sztuki. Mi osobiście bardzo spodobał się taki mały parczek, gdzie wszyscy dziadkowie grają w domino.