niedziela, 25 września 2011

Jak mieszkam, co porabiam...

Ostatnio kilka osób mnie o to pytało, więc dzisiaj opiszę trochę szczegółów na ten temat. Od przylotu do Miami mieszkam w hostelu, dokładnie w The Miami Hostel. Kiedyś nazywało się to Ohana i w necie dalej tak jest, ale niedawno właściciele zmienili nazwę. To jest w samym centrum turystycznego Miami, czyli w South Beach. Ale zdecydowałem się na to miejsce dlatego, że było najtaniej. Na początku wydawało mi się to dziwne. Raczej spodziewałem się, że gdzieś na zadupiu będę musiał mieszkać. Ale chyba po prostu tu jest najwięcej turystów w młodym wieku, którzy chcieli by w takim miejscu spać. Właściciele i ok. połowa pracowników to Turcy. Fajni ludzie, można się z nimi dogadać w każdej sprawie. Mili, pomocni i nie stwarzają żadnych problemów. Sam hostel oczywiście luksusowy nie jest. Ja mieszkam w pokoju ośmioosobowym. Tylko że przez pierwsze dwa tygodnie miałem szczęście i spały tam tylko 2-3 osoby oprócz mnie. Za to później przyjechała grupa około stu osób z Hiszpanii. Niby do szkoły językowej, ale chyba tak naprawdę na imprezowanie. Bo akurat w Miami za dużo angielskiego poza szkołą nie będę musieli używać. Wszędzie można się dogadać po hiszpańsku, pewnie łatwiej niż po angielsku. Problem z nimi jest taki, że są strasznie głośni. Zwykle nie mówię do siebie, tylko krzyczą. Żeby nie być gołosłownym nagrałem próbkę ich możliwości jak ktoś chce realizmu to puścić na cały regulator i będziecie wiedzieć o czym mówię:). To jest akurat w porze lunchu, ale potrafią taki koncert dać też o 4 rano w pokoju, gdzie się śpi. No, ale tak poza tym są OK. A ja im się nie dziwię. Jakbym tu był powiedzmy z 5 kolegami i typowo na wakacjach to też głośno i wesoło by było.

Teraz krótko i konkretnie o kosztach. Jedna noc w hostelu + śniadanie kosztuje mnie 25 dolarów. Lunch i obiad niby są tylko dla zorganizowanych grup, ale czasem można się na to za free załapać. Dużo i tak nie dają, więc zawsze jem coś na mieście albo sam gotuję. Tak czy inaczej prosty obiad można zjeść za okołu 5-6$. Parę razy pozwoliłem sobie na restaurację bo chciałem spróbować coś haitańskiego albo meksykańkiego i wyszło koło 17$. Nieraz lubię sobie piwkiem popić i taka przyjemność to około 2$ w sklepie. Mniej więcej tyle samo trzeba dać za dwa jabłka albo pomarańcze. Hmm, co jeszcze? Dzisiaj np. zrobiłem pranie z suszeniem z dwóch tygodni za niecałe 3$. Jedzenie nie jest tu drogie, zwłaszcza jak się tu pracuje, bo jednak dla turysty z Polski tanio nie jest. Tanie za to są ciuchy, szczególnie te markowe. Nie jestem modnisiem, ale parę razy wybrałem się z nudów do centrum handlowego i np. dobrej marki jeansy można spokojnie za 25-30$ kupić. Akurat niedawno przed wyjazdem kupowałem spodnie i podobne były we Wrocławiu za ponad 200 zł. Jedyna rzecz, która jest tu naprawdę bardzo droga to imprezy. Ale o tym napiszę innym razem bo na razie za mało zaliczyłem, żeby się rzetelnie wypowiedzieć. Jakby kogoś coś konkretnego interesowało jeszcze, to piszcie w komentarzach. Sprawdzę przy najbliższej okazji:)

A skoro było o wydatkach, to teraz o przychodach. No cóż, na razie szukam pracy. W zasadzie to na początku bardziej zwiedzałem, chodziłem na plaże i imprezowałem. Dopiero od niedawna na poważnie się rozglądam. Sprawdzam ogłoszenia w necie (głównie craigslist), większe firmy maja specjale formularze na swoich stronach. Czasami też jak zauważę kartkę na drzwiach sklepu "help wanted" to idę tam z CV. A żyję z tego, co zaoszczędziłem w Polsce. Nie miałem jakiejś super pracy, ale zwykle co miesiąc parę groszy odłożyłem. A ostatnie pół roku byłem u rodziców i praktycznie żadnych większych wydatków nie miałem. Jeszczę trochę mogę bez pracy wytrzymać. Ale ofert jest sporo a ja nie wybrzydzam, więc pewnie na coś się w ciągu tygodnia, dwóch załapię.

I jeszcze kilka zdjęć. Robione komórką późną porą, więc sorry za jakość.





4 komentarze:

  1. Świetna sprawa z tym blogiem ;) Tego typu inicjatyw dotyczących Miami jest jak na lekarstwo, zatem wpisy tutaj będą dla mnie stanowić skarbnicę wiedzy, szczególnie, że sam zamierzam po obronie pracy mag. i przepracowaniu roku gdzieś w Europie (pieniądze rzecz jasna przeznaczyć chciałbym na sam pobyt) zdecydować się na taki wyjazd. Z wizą większych problemów być nie powinno, gdyż w planach mam rok akademicki w tym jakże pięknym mieście. ;] Jestem niezwykle ciekaw relacji z Little Havana, interesuje mnie też to, czy rzeczywiście w Miami panuje taka atmosfera, o jakiej przekonują nas amerykańskie media. ;) Wychodzę z podobnego założenia co Ty w kwestii samorealizacji - dążę do spełnienia marzenia, jakim niewątpliwie jest zwiedzenie tego miasta, przesiąknięcie jego klimatem i poczucie się niczym jeden z jego mieszkańców, nie zaś turysta. Życzę powodzenia, pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy ;] Alan

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. No rzeczywiście po polsku trudno cokolwiek znaleźć o Miami ciekawego. Ale jest bardzo dobre forum amerykańskie http://www.city-data.com/forum/miami/ Ja tam szukałem informacji i większość się sprawdziło w rzeczywistości. Jeśli poważnie myślisz o przyjeździe tu radzę Ci nauczyć się jak najwięcej hiszpańskiego bo bardzo się przydaje. A nie jest trudny dla nas Polaków. O Little Havana będzie niedługo bo już tam byłem. A jakbyś chciał coś konkretnego wiedzieć to śmiało pytaj. Mam nadzieję, że uda Ci się te plany zrealizować. Pozdrawiam. Eddy

    OdpowiedzUsuń
  3. Heey witam.Jestem nowy na blogu ale juz tu zostane na dobre.;D Widze same przydatne info.Bo za jakis czas tez lece do MiamiMieszkam w UK narazie;/ mam 19lat a Usa to moje marzenie od dziecka.;)Jak mi sie zpodoba to zapłce kilka tys$$$ i wezme slub na GC..i zostane

    To musi bys wspaniałe uczucie "codziennie w raju"..xD czekam na nowe wpisy i pozdarmiam maniaków MIAMI..

    OdpowiedzUsuń
  4. Codziennie w raju, podoba mi się jak to określiłeś. Ale to prawda tylko wtedy, gdy masz bardzo dużo kasy. Ja aż tyle nie mam, ale mimo wszystko jest przyjemnie mimo że czasem żal tych rzeczy, na które zwykli ludzie nie mogą sobie pozwolić jak jachty, ferrari na ulicach itp. Na szczęście plaża jest darmowa:) Jutro akurat mam przeprowadzkę, będzie sporo taniej niż w hostelu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń