poniedziałek, 19 września 2011

Transport publiczny

Nareszcie mam swój komputer, nie muszę wszystkiego robic przez komórkę. To, że nie miałem kompa przez prawie dwa tygodnie miało też swoje zalety. Nic mi nie przeszkadzało w tym, żeby w miarę nieźle poznać miasto. A żeby zwiedzać korzystałem z miejscowego transportu publicznego i właśnie o tym dzisiaj parę słów napiszę.

Po Miami można jeździć autobusem, pociągiem i metromoverem czyli taką kolejką miejską. Standardowy bilet kosztuje dwa dolary (metromover jest darmowy), ale bardziej opłaca się kupić całodniowy easycard. Płaci się 5 dolarów i można cały dzień jeździć wszystkim.

Przed przyjazdem naczytałem się narzekań na amerykański transport publiczny, ale pierwsze wrażenia miałem bardzo dobre. Wszystkie pojazdy są klimatyzowane. Nie są przepełnione. Dużo się już najeżdziłem, a jeszcze nigdy nie musiałem stać. Dodatkowo często w autobusie jest darmowe wifi. Jak ktoś jeździ rowerem (w Miami to dość popularne) to autobusy mają takie specjalne miejsce przy zderzaku, gdzie można je przyczepić. Nie ma kanarów, bo płaci się przy wejściu dlatego nie ma też opcji, żeby jeździć na gapę. To samo rozwiązanie pamiętam z Anglii. Ciekawe czemu w Polsce nikt na to nie wpadł?

Są też oczywiście wady. Przede wszystkim na przystanku nie ma nigdzie rozkładu jazdy. Autobusy na głównych liniach jeżdżą mniej więcej co 20-30 minut, ale mimo wszystko mogli by wydrukować kartkę i ją przykleić. Bo w internecie rozkład jest, chociaż nie sprawdzałem czy rzeczywiście jeżdżą według niego czy to tylko tak dla picu. Trzeba też wiedzieć, gdzie się jedzie bo kierowca zatrzymuje się tylko na żądanie. Z drugiej strony na wielu odcinkach ludzie wysiadają dosłownie co 500 metrów, więc dalsze wyjazdu trwają dość długo. Trudno też dojechać poza centrum albo atrakcje turystyczne. Jak ktoś musi dojechać do pracy, to na autobus za bardzo liczyć nie można. Ale jak dla turystów czy ludzi, którzy mają czas to jest naprawdę spoko. Przyjemnie się jeździ.

Ciągle piszę głównie o autobusach bo metromover działa tylko w ścisłym centrum (Downtown i Brickell) a metrorail czyli pociąg też ma tylko jedną linię. Można przejechać spory kawałek, ale trzeba mieć szczęście żeby akurat mieszkać i pracować gdzieś w pobliżu tej linii.

Można też na wszystkich liniach często spotkać dziwnych ludzi, ale raczej niegroźnych świrów. Inni pasażerowie za bardzo nie zwracją na nich uwagę i to jest chyba najlepszy sposób postępowania z takimi przypadkami. Poniżej kilka fotek...









1 komentarz:

  1. Weszłam na tego bloga z ciekawości, z linka podanego na wykopie, i cóż się dowiaduję- Legniczanin!
    Jakiż ten świat mały :)
    Będę po cichutku sledziła Twoje poczynania w jułesej, i zgryzała paznokcie, marząc, że za 3 lata także wyląduję w tym szalonym świecie :)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń