Pierwszą nadmorską miejscowością, którą odwiedziłem, było Atacames. Ludzie z hostelu w Quito trochę odradzali mi to miejsce. Ale mi bardzo się podobało. To takie fajne, małe miasteczko. Nie spotkałem tu prawie żadnych turystów z zachodu, oprócz paru osób w moim hostelu. Dzięki temu często praktykowałem hiszpański, bo inaczej nie dało się dogadać. Plaża jest tu całkiem ładna. Woda ciepła. Ale największą zaletą było dla mnie tanie i pyszne jedzenie. Codziennie próbowałem ryb i owoców morza na różne sposoby. Bardzo dobry obiad można dostać już za 2,5 dolara! A w weekend otwierane są dyskoteki na plaży i można przebierać w imprezach.
Plażowy sprzedawca owoców |
Mototaxi. Najtańszy transport po mieście. |
Po tygodniu w Atacames pojechał dalej na południe, do nieco popularniejszego kurortu o nazwie Canoa. I w tej chwili nadal tu jestem. To bardzo piękne, ale i spokojniejsze miejsce. Mój hostel jest spory kawałek od "centrum" więc czasami mam wrażenie, że cała plaża jest wyłącznie moja. Nieraz przez godzinę nikogo nie widać w pobliżu. Żeby coś zjeść codziennie robię sobie dwa razy godzinny spacer po plaży. Poza tym nie ma tu za wiele rzeczy do robienia. W Canoa jest dużo więcej obcakrajowców, głównie Amerykanów. Przyjeżdżają tu, z tego co zauważyłem, żeby uczyć się hiszpańskiego. To taka specjalność tej miejscowości najwyraźniej. Ale z tego powodu ceny są też troszeczkę wyższe, niż w poprzednich miejscach. Nadal bardzo dobre, ale jednak...
Nie ma to jak prywatna plaża |
Widok z okna |
Parę dni temu odezwał się do mnie znajomy z Miami, który na stałe mieszka w Ekwadorze. Planujemy spotkać się w górskiej miejscowości Zaruma na święta. Będzie tam ze swoim towarzystwem. Więc przynajmniej świąt nie spędzę zupełnie sam. Za tydzień znowu trochę zmienię klimat.
Korzystając z okazji chciałbym też wszystkim osobom czytającym ten blog życzyć Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! Niech się spełnią Wasze marzenia! Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz